wtorek, listopada 23, 2004

2k - podsumowanie

Zgodnie z zapiskami przejechałem już prawie 2k mil. W niecałe dwa miesiące. Co daje około 12k mil na rok - nieco poniżej lokalnego standardu drogowego czyli 15k mil. Choć widziałem dwulatki i trzylatki, co to po 40-60 tysięcy mil miały. Ale to chyba tylko ci, co mają przyrośnięte cztery litery do fotela mogą robić takie ilości.

 DataLicznikPaliwoKasaCzasOdległośćl/100km
  [Mile][Galony][$$$][Dni][Mile] 
  2061892.069200.5350193811.17
        
 10/02/0418680     
10/06/041895212.24225.94427210.59
10/10/041918811.59724.57423611.56
10/20/041943312.18526.791024511.70
10/24/041966210.53423.16422910.82
10/30/041990511.86726.33624311.49
11/06/042015211.18324.82724710.65
11/13/042040411.73825.34725210.96
11/21/042061810.72323.58821411.79

No cóż - ze smutkiem trzeba stwierdzić, że ten samochód na nasze drogi to tak mało trochę się nadaje... Raz, że żre tego paliwa trochę, a dwa, że te 180 koni to by padło z przegrzania z pianą na pyskach na naszych drogach, zanim by pokazało co potrafi. A trochę potrafi: o ile samo przyspieszenie 0-60 mil/h nie robi specjalnie wrażenia, to takie przyspieszenie 80+ mil/h na piątym biegu, oj milutko wciska w oparcie, milutko. Jak się turbinka rozkręci, to tylko gwiżdże (swoją drogą nie wiedziałem, że turbiny w samochodach mogą się kręcić do 180,000 obrotów na minutę!!!). I wcale nie trzeba naciskać pedału gazu - sam wchodzi w podłogę :-D.

Nie pozostaje nic innego, jak tylko zacząć się rozglądać za chip tuningiem z nadzieję, że oprócz kręcenia w górę panowie tunerzy potrafią skręcić silnik trochę w dół. Po mieście więcej niż 100 koni nie trza, a jakby tak spalanie spadło do 8-9 litrów to już by było do zaakreptowania. Zwłaszcza, że na lokalnym rynku są dostępne rozwiązania umożliwiające przełączanie nawet pomiędzy trzema lub czterema mapami pamięci kontrolera silnika.

Można by wtedy wrzucić program fabryczny, drugi jakiś skręcony w dół, a trzeci odjechany w górę na maxa, czyli 207KM/315Nm z tego co widziałem dostępne dla przeciętnego zjadacza chleba (czyli bez wymiany wydechu, interqlera, turbiny, kolektora, filtra powietrza, kół rozrządu o mniejszej średnicy, wyrzuceniu katalizatora itd.). Czytałem, że z tego silnika kolesie po 500+ koni mechanicznych wyciągają. Ale wtedy to oryginalny zostaje chyba tylko symbol - 1.8T :-D.

Taki revo technik dla przykadu proponuje darmowy 5 godzinny test. Przyjeżdżamy, kolesie zapinają programator przez złącze OBD2 i lecimy. Po 5 godzinach program wraca do ustawień fabrycznych. Skoro to jest takie proste, to nie nie może być w tym wielkiej filozofii. Mam na myśli programowanie kontrolera, a nie ustawień silnika. To już przypuszczalnie wyższa szkoła jazdy, chociaż z tego co zdążyłem wyczytać cały bajer polega na odczytywaniu parametrów z kilku czujników i sterowaniem kilkoma urządzeniami wykonawczymi, więc to też nie może być specjalnie trudne. Szczególnie, że nazwa "mapa pamięci" jednoznacznie sugeruje, że parametry są raczej stablicowane w jakichś przedziałach (pewnie obroty silnika) niż opisane funkcją. A cały trik z czujnikami to głównie obrotomierz, ciśnienie w kolektorze wytwarzane przez turbine, i pewnie wskaźnik stosunku mieszanki (gdzieś czytałem, że to jest rola sondy lambda, która poprzez określanie ilości tlenu w spalinach reguluje mieszankę). Do tego jakaś temperatura oleju (turbina jest chłodzona olejem, a podobno wyczynowe bydlaki potrafią się od spalin i obrotów wałka rozgrzać do stanu świecenia czerwonym żarem - dlatego na przykład wymianę oleju w silniku turbinowym zaleca się dwa razy częściej niż w atmosferycznym) i najprawdopodobniej liczba oktanowa paliwa. Dołożyć do tego qpę czasu, qpę szmalu na zwalone silniki (przypuszczalnie zamordowane zbyt ubogą mieszanką - wtedy wybuch jest bardziej gwałtowny) i można się bawić.

Niestety, obniżenie zużycia paliwa łączyło by się automatycznie z opóźnieniem włączania turbiny, lub też z zupełnym jej wyłączniem w całym przedziale obrotów. Inaczej nie da się uzyskać mniejszej ilości powietrza doprowadzanego do cylindrów, a co za tym idzie ilości doprowadzanego paliwa. Przypuszczam, że jest to technicznie wykonalne, ale nie wiem czy ktoś się podejmował takiego zadania. Tak jak z komputerami: wszyscy kręcą w górę :-D.

Jak pojadę do Atlanty to sprawdze jakie jest zużycie paliwa przy zachowaniu stałej prędkości przelotowej około 80 mil/h. Nie sądzę, żebym znacząco zszedł poniżej 10 litrów, jeśli wogóle. Raczej będzie to kwestia błędu pomiaru.

Jak widać wzrost spożycia :-D wynika głównie ze stania w korku, czyli jak się tłukę głównie do pracy i z powrotem. No i z mojego ostatniego wajchrowania skrzynią sekwencyjną. Qrde, wkurzają mnie troche pierwsze trzy biegi. Debilny automat nie potrafi przełączyć z "jedynki" na "dwójkę" poniżej 2000 obr/min. A ponieważ sama zmiana biegów zajmuje trochę czasu (około 1s z tego co gdzieś wyczytałem, chociaż chłopaki z Giac'a już i to skręcili chipem do 0.2s), to silnik zwykle zdąża się i do 4 tysięcy rozkręcić - jedynka jest bardzo krótka, zupełnie inna niż w skrzyniach manualnych. Jak dołożyć do tego jeszcze ryczące radio i fakt, że nieraz nie słyszę jak silnik wchodzi na obroty, to mamy jasność :-D.

I to samo z "dwójki" na "trójke". Tyle, że głównie to pierwsze daje w kość, bo jak stoje w korku i ruszam, to chciałbym w miare szybko na "dwójke" wrzucić. A tu qpa. Trzeba będzie się wpiąć do tego sterownika z laptopem, albo z palmem i popatrzyć sobie na zużycie paliwa w poszczególnych przedziałach obrotów (samochodzik niestety nie ma komputerka pokładowego).

Drugie tankowanie było z tego co pamiętam po teście na emisje, więc chłopaki pewnie sobie z radości podeptali ten pedał gazu trochę.

sobota, listopada 13, 2004

Poradnik młodego łowcy radii samochodowych / Swapping the bas wires

Po zdobyciu niezbędnych narzędzi zabrałem się do operacji zamiany kabelków od nieszczęsnego głośnika basowego. Wyciagnięcie samego radia jest bajecznie proste: wciskamy kluczyki na swoje miejsca i wysuwamy całą szufladę. Z tyłu jest jedna duża wtyczka z zatrzaskiem i oczywiście oddzielnie kabel do anteny.

Wypięcie okablowania sprowadza się do odbezpieczenia zatrzasku. Potem trzeba wyciagnąć wtyczkę od głośników - też dwa zatrzaski. Sama wtyczka od głośników ma jeszcze bezpiecznik zabezpieczający styki przed wypadnięciem. Potem wpychamy spinacz biurowy z dwóch stron i odginamy zabezpieczające zęby. Łapiemy za kabelek i wyciągamy styk.

Zamiana miejscami kabelków to też pięć sekund. Potem składamy wszystko do qpy i podłączamy w odwrotnej kolejnosci.

Rezultat: na samą głośność nie zauważyłem żadnego wpływu. Natomiast basiki teraz zaczęły naprawde fajnie pracować. Przy standardowej głośności (jakaś 1/5, 1/6 na skali) fotel zaczyna przyjemnie przenosić drgania :-). No i drzwi też mają tendencję to miłego łaskotania opartej ręki :-). Wcześniej tego nie było.


Tak wyglada kluczyk do radia. Prosty jak budowa cepa. Za co oni chce tyle kasy? Kawal blachy uciapany w jakims lakierze. Zadna filozofia.


Kluczyki na swoim miejscu. Teraz wyciagniecie tego klakra sprowadza sie do wysuniecia szufladki. Maselko.


Jak widac zolty i czarny kabelek sa zamienione miejscami. Poprawnie wszystkie czarne powinny byc w jednym rzedzie. Swoja droga ciekawie jest zrobiona ta duza czarna zbiorcza kostka, a zwlaszcza zatrzask. Wyciaganie i wpinanie calego zlacza idzie jak po masle.


A tak wygladaja same zlacza. Nie powiem, konstrukcyjnie sa dosyc skomplikowane. Aczkolwiek samo wyciaganie z kostki to doslownie minuta.


Kabelki po operacji. Wszystkie czarne po jednej stronie, wszystkie kolorowe po drugiej. I tak ma byc. Podobno przez te zamienione kabelki Siemens stracil kontrakt na dostawy wiazek do samochodow VW :-).


Upychanie zawleczki, czyli dosyc sprytnego zabezpieczenia przed przypadkowym wyslizgnieciem sie stykow.


Zawleczka na swoim miejscu.


Wtyczka od glosnikow na swoim miejscu w zintegrowanej kostce przylaczeniowej do radia.


Zintegrowana wtyczka na swoim miejscu. Calkiem przyjemny radiatorek jest zamontowany po tylnej stronie radia.


Po operacji. Myslalem, ze radio sie zresetuje i trzeba bedzie wklepywac tajemny kod, ale ta operacja jest chyba potrzebna tylko przy przelozeniu do innego samochodu (a konkretnie przylaczenia do innego komputera).


A to bardzo zaawansowane technologicznie narzedzie do wyjmowania stykow z wtyczki :-). Badania nad opracowaniem obecnej wersji trwaly piec lat.

czwartek, listopada 11, 2004

Przegląd 20k

W tempie rakietowym stuknęło autku 20 tysięcy mil (jak qpiłem miało 18 tysięcy). Cóż było robić - w książce serwisowej piszą przegląd, to trzeba iść na przegląd. Zwłaszcza, że silnik należy do rodziny emocjonalnie wymagających :-), czyli dostarcza emocji, ale wymaga i trzeba o niego dbać :-).

Nie dalej jak dwa lub trzy tygodnie temu byłem u dealera w sprawie znalezionego kawałka papieru i zamienionych kabli głośnikowych. Zgłosiłem usterkę polegającą na nierównomiernym brzmieniu dźwięku i poszedłem na plac oglądać inne VW. O panie! o panie! daj się kiedyś przejechać takim golfem R32 - 280KM, sześcioprzekładniowa manualna skrzynia biegów, koła na superglue do asfaltu przyklejone :-). Po godzinie wróciłem i dowiedziałem się, że technik, mechanik i akustyk niczego nie stwierdzili (wszyscy w jednej osobie :-). I że jak sytuacja będzie się powtarzać to żebym przyjechał (czy już brzmi jak serwis w Polsce?). Olałem sprawę, bo i tak sam postanowiłem rzucić okiem na radio od tyłu. Zresztą grosza ode mnie nie wzieli.

W każdym razie zapytałem przy okazji o przegląd i uszedłem chyłkiem jak niepyszny, zbierając szczękę z ziemi po usłyszeniu kwoty 280 dolarów. O mamo, co tyle kosztuje? 20 tysięcy to zmiana oleju, filtra oleju, filtra przeciwpyłkowego, zamiana kół tył-przód + jakieś drobiazgi!!! Do tego jeszcze nie wiadomo, ani co to za olej, ani jakie filtry.

No przecież nie byłbym sobą, gdybym się na to zgodził. Zreszta tak naprawde bardziej mi zależało, żeby sobie obejrzeć ten samochód dokładnie od dołu czy nie ma jakichś niespodzianek po mojej jeździe. Jak mawiali starożytni indianie: przez internet do serca mężczyzny :-). Dawaj szukać forum dyskusyjnego, najlepiej lokalnego. Ha! Okazało się, że grupa zwolenników vw w okolicy DC trzyma się nieźle i znalazł się chętny do zrobienia przeglądu za 110 dolców. Łącznie z częściami i olejem!!! Co więcej Chris, bo tak się nazywa mój wybawca :-), pracuje normalnie u dealera, więc przeszedł odpowiednie przeszkolenie, a że robota była po godzinach, to i z warsztatu dealera mogliśmy skorzystać (jak to się u nas nazywało? fucha?).

Umówiliśmy się na dzisiejszy wieczór. Przyznaje jednak, że pierwszego jego emaila w ząb nie zrozumiałem jak przywalił slangiem godnym fana motoryzacji ekstremalnej. Z dojazdem nie było problemu, bo na moje szczęście dzisiaj był dzień weterana, więc rządowe agencje nie pracowały i nie było ruchu na drodze (rano jak jechałem do pracy, to się zastanawiałem czy mi się data Thanksgiving nie pokiełbasiła, tak było pusto na drodze).

Chris okazał się miłym, 25-letnim kolesiem z szaloną przeszłością, jakich tu pewnie wielu. Volkswagenami zajmował się od dziecka, razem z ojcem: najpierw był Bettle, czyli garbus, potem Rabbit, czyli golf jedynka, a potem następne vw (przypomniało mi to jakeśmy z Jędrusiem naszą starą skodzinę do qpy składali:-), w młodości rozbijał się po rozmaitych wyścigach samochodowych (szczytowym osiągnięciem było wpakowanie silnika V6 do jakiegoś starego vw polo) i grał w kapeli death metalowej (wymieniliśmy kilka uwag o muzyce i dostałem płytkę z ich koncertu, niezła młocka). Po collegu poniosło go do Europy: Finlandia, Niemcy - wszędzie, gdzie można było się pościgać samochodami. Żona Chorwatka, albo Słowenka (teraz już chyba ex-, ale nie chciałem się dopytywać), no i 16-to miesięczny brzdąc. Ale pasja została. Naprawdę miły koleś. Momentami w gorącej wodzie kąpany, ale skąd ja to znam :-).

W sumie jestem zadowolony: nie dość, że z zaoszczędzonej kasy qpiłem sobie lepciejszy olej i filtr, to jeszcze podpytałem o kilka rzeczy związanych z silnikiem turbinowym. Przy okazji wyszło na jaw, że jakiś burak przez duże B założył wcześniej prawy wlot powietrza od wersji wolnossącej 2.0 przez co interqler był zasłonięty i przypuszczalnie jego efektywności była mizerna. I oczywiście, co było do przewidzenia, kabelki od lewego basu są zamienione (teraz już powinno brzmieć jak serwis w Polsce, nawet skurczykoniki nie raczyli radia wyciągnąć).

Na odchodne dostałem baniaczek oryginalnego płynu chłodzącego (mam nadzieję, że nie będę go potrzebował), komplet śrub antykradzieżowych do kół wraz z kluczem, zestaw kluczy do wyciągania radia (dwa komplety, każdy po $12 dolców w sklepach internetowych) i oficjalną pieczątkę do książki serwisowej. No i mam obiecaną gałkę do radyjka. Niby drobiazg, a chcą za niego 8 dolców normalnie.

Udało mi się qknąć na listę błędów komputera - nie jestem specem, ale nic strasznego na niej nie było. W każdym razie kabelek vag w drodze (w Polsce 30 zł, w Stanach 30 dolców), więc już niedługo inspekcje komputera pokładowego będę mógł sobie sam przeprowadzać :-).

A w sobotę operacja zamiany kabelka basowego :D. Jak huknie, to uszy odpadną :D.

Paczka oleum mondralikum, czyli nie dla debila skrzynka mobila :-)
Anonymous Anonimowy na to / said:

estem bardzo zadowolony z asortymentu hurtowni www.luma.com.pl.

1:25 AM  

Prześlij komentarz

<< Powrót / Close


Brzusio, czyli flaczki. Od prawej: przed lewym kolem - interqler, potem silnik, i skrzynia. Przed silinikiem elektryczna pompa utrzymujaca odpowiednie cisnienie w ukladzie przed rozkreceniem sie turbiny. Sama turbina schowana jest za silnikiem, tam gdzie wychodzi kolektor do katalizatora.

Juz za chwileczke, juz za momencik :-)...

Olewamy wszystko sikiem prostym :-).

A to dopalacz katalityczny, zwany powszechnie katalizatorem spalin.

Widok na interqler, czyli chlodnice powietrza zasysanego do cylindrów. Interqler jest montowany glównie do silników turbinowych, poniewaz proces sprezania powietrza przez turbine powoduje jego podgrzanie. Swoja droga fabryczny interqler jest malusi. Widzialem interqlery wielkosci trzeciej czesci chlodnicy, montowane przed chłodnicą pod zderzakiem. To były dopiero monsterki...

Juz po wymianie oleju. Trzeba tylko przykrecic na swoje miejsce oslone silnika.

Chris walczy z przednim kolem. Z przodem nie bylo wiekszego problemu, gorzej z tylem bo tylne kola wchodza troche na wcisk na wystajacy trzpien.

Po odkreceniu kola mozna zobaczyc plaskata rure dobrowadzajaca powietrze z interqlera do turbiny.

Przednia wentylowana tarcza. Swoja droga strasznie male sie te hamulce wydaja. Zwlaszcza tyl - taki niepozorny, ze strach sie bac. Zdaniem Chrisa, bebny z tulu maja dwie zalety: sa trwalsze i zapewniaja lepsza równowage przy hamowaniu, chociaz przy dzisiejszych ABS'ach nie ma to takiego znaczenia.

Widok na wydech. Zgodnie z zapewnieniami Chrisa powienien wytrzymac 60 tysiecy mil przez zezarciem przez korozje. Jak go zezre tutaj to wejdziemy w cat-back system z nierdzewki. Cat-back, czyli od katalizatora w tyl, inaczej utrata gwarancji. A swoja droga maja tu prawna gwarancje na katalizator do 60 albo 80 tysiecy mil.

A tu Chris zakreca tylne kolo. Widac ryski po jednym z moich pierwszych parkowan przy krawezniku, buuu... :-)

A to zabawka do wyladowywania negatywnych emocji na drodze, ale wirtualnej - za cale 5 dolarów na ebay'u :-) - dziala wysmienicie, zwlaszcza force feedback, czyli wstrzasajaco-drgajacy system przenoszenia sil normalnie odczuwalnych na kierownicy: momentami ciezko ja utrzymac w rekach, a do tego cala lawa zaczyna sie trzasc.